Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam na świecie synka małego. Oleś... Małe dziecko. Syn szpiega. Biegną za nim dzieci całej ulicy, gdy się na chodniku pokaże, ciskają kamieniami, jak na wściekłego psa, krzyczą na niego, jak na zarażonego trądem. On ucieka wciąż, ucieka bez przerwy, kryjąc twarz w rączyny. Łkanie jego wygania mię z mogiły. Niemasz miejsca na ziemi, gdzieby się to dziecko mogło skryć przed straszliwem dla niego przekleństwem świata...

CZAROWIC

— A gdzie ona teraz jest? Powiedz mi, gdzie ona jest?

ANZELM

— Kto?

CZAROWIC

— Ta kobieta, Krystyna.

ANZELM

— Wszystko ci powiem, ale się zmiłuj nad Olesiem! Po to do ciebie przyszedłem. Wydam ci wszelkie tajemnice. Wszystko zdradzę, ale się zmiłuj nad Olesiem! Słuchaj: ta kobieta bywała tutaj ciągle. Przychodziła wielekroć, żeby cię zobaczyć, ale jej, oczywiście, nie puszczono ani razu. Sypała pieniędzmi, żeby uzyskać jedno widzenie. Wyrzucono ją brutalnie. Narażała się, gdyż znajomość z tobą...

CZAROWIC

— Ona tu przychodziła?!

ANZELM

— Tak.