Ta strona została uwierzytelniona.
szerokim sybirskim gościńcem. Zostanie. Będzie do końca sam.
(Przekłada oszczep z prawej ręki do lewej. Postąpił krok, — stanął. Postąpił drugi krok ku uśpionemu. Wyciąga wysoko nad jego piersią żelazną prawicę. W dłoni jego nagle rozkwitła czarująca, szkarłatna róża. Cicho, lekko, mięko wypadła z dłoni na uśpionego pierś)
CZAROWIC
— O, różo!
BOŻYSZCZE
— W drogę!
(Wyszli w otworzelisko rozbitego muru. Po złomach i gruzie spadłej ściany schodzą obadwaj olbrzymimi krokami w dół. Po schodach z murów, po pochylniach stoków cytadeli, śniegiem zawianych, wyszli poza wrota Iwanowskie ku Wiśle. Wicher dmie. Zamieć)
CZAROWIC
— Słyszę, jak tam w dole szumi Wisła. A tam za nią daleko — Mazowsze...
BOŻYSZCZE (woła w noc)
— Calcabrina!
(Rżenie końskie)
— Graffiacane!
(Rżenie końskie. Dwa w wichrze wielkich drzew stoją rumaki. Trzepią się w śnieżycy wspaniałe ich, długie, białe grzywy. Biją o zmarzniętą ziemię stalowe podkowy. Dosiedli jeźdźcy rumaków. Pomknęli. Pomknęli z wichrem w zawody na lotnych niedościgłych ciałach biegunów, jak gdyby z mroźnego stworzonych powietrza. Wlecieli w czarną noc, w dzi-