Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
TRZECI

— Patrzcie, panowie... Z odległych wieków, z dworu Filipa IV-go przyszła do nas ta dama. Jest jak u siebie. Rozstąpcie się, zróbcie miejsce dla niepisanej jej mości krynoliny. Nie przybyła do barbarzyńców...

DRUGI

— Przybyła do narodu, który umie czcić wszelkie na świecie krynoliny.

TRZECI

— W tej złośliwości kryje się prawda. Jesteśmy bliscy kultury zachodu — starej i nowej. Drogi nam jest zachód. Cierpimy, przykuci do wschodniego barbarzyństwa.

DRUGI

— Cierpieliśmy zresztą tak zawsze. Już Wacław Potocki w Wojnie chocimskiej opiewał nasze zmartwienia:

„Nikt do nas, my na wszystkie posyłamy światy
Po trunki, po korzenie, szkiełka i bławaty.
W tem kmiotków naszych poty, w tem ich toną prace
Kuchnie żółcić i winem oblewać pałace.“

TRZECI

— Co za pamięć! A przecież — jak wówczas, taksamo i dziś satyryk był, jest i będzie u nas instytucyą najmniej pożądaną i pożyteczną. To rzecz szczególna, że z Polakiem wszystko można zrobić pochwałą, — nic naganą. Taka natura.