Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.
DRUGI

— Panie! życie przemija, jak sen. Nie możemy go wcale pojąć, jak nie można pojąć snu. Starość jest zła, potworna, jak przebudzenie ze snu. Jakże wrócić życie, jak wrócić sen?

CZWARTY

— Sztuka, poezya...

DRUGI

— Sztuka...

(Dama zstępuje wśród powszechnego aplauzu. Wychodzi z za zasłony ułan polski, wszystek złoty od żółtych rabatów i lampasów. Lśniący kask bajecznie ozdabia jego zadartą głowę, — kita dyablo stroi kask. Ułan ćmi fajeczkę brûle — gueule, poprawia szablę i uśmiecha się z tryumfem do burzy, do szaleństwa oklasków. Głosy)
PIERWSZY

— Nasz!

DRUGI

— Oto właśnie! Tego chcieliśmy widzieć!

PIERWSZY

— Brawo! Jakby wyrwany z naszych serc!

TRZECI

— Nareszcie coś, co krzepi ducha i raduje oczy. Co to za strój, co za dzielność.

CZWARTY

— Do mordowania Hiszpanów, broniących swej ojczyzny.