Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
PAN Z ZAROSTEM

— Widocznie zaszła potrzeba.

PAN ROZTARGNIONY

— Czy wszyscy mamy gwizdać?

MŁODZIENIEC ZŁOŚLIWY

— Do dyabła! Taka śliczna dziewczyna...

PAN STARSZY

— Ale jej się zachciało upiększać okropności i ohydy ruchu rewolucyjnego, anarchię, dzikie rozpasanie bandytyzmu, zachciało jej się sztucznie pięknością zacierać straszne obrazy zwierzęcości w Łodzi, orgie feminizmu, walczącego o równouprawnienie płciowe, zachciało jej się na naszym biednym gruncie symbolizować owemi skrzydłami ekspozyturę rewolucyi rosyjskiej, — mówię, — rosyjskiej...

MŁODZIENIEC ZŁOŚLIWY

— Przepraszam... Jako zwolennik ścisłości, chciałem zapytać: — dlaczego „rosyjskiej“?

PAN STARSZY

— Dlatego „rosyjskiej“, że ten przymiotnik — „rosyjskiej“ — w opinii ogółu polskiego miażdży ohydę zjawiska w zarodku, zabija samo principium tak doszczętnie, jak sublimat właściwie użyty zabija laseczniki. Dlatego — „rosyjskiej“. Czy to nasyciło pańską pożądliwość ścisłości?