— Kiedy byłem w tutejszem więzieniu, jeden z funkcyonaryuszów pokazywał mi separatki, gdzie pan składałeś swoich klientów z ranami szarpanemi, z przetrąconemi kośćmi, z odbitemi płucami.
— No i cóż z tego?
— Teraz zobaczyłem na własne oczy samą akcyę i ustanawiam syllogizm wdzięczności dla waćpana.
— Pan tu wspomniałeś: karnawał w Warszawie... Warszawa tańczy do upadłego, do białego dnia. I ja mam chęć dziś tańczyć do upadłego, upaść w radosnym tańcu!
— Cieszę się z pańskiego nastroju.
— Pan i panu podobni, nie wiedząc o tem wcale, zadaliście swemu panowaniu w mojej ojczyźnie rany szarpane, poprzetrącaliście jego kości, odbiliście mu płuca. Już nie wyżyje, dzięki wam, Rosya w Polsce! Skona tu, na tej podłodze, we krwi Osta, którą ja w chustkę zgarnąłem. Patrz pan: czerwona róża.