Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.
SPRAWA TRZECIA.
(Noc. Księżyc świeci. Zupełna cisza. Żołnierz, ten sam, który był pilnował szubienicy, przechadza się na warcie pod wrotami, prowadzącemi w stronę Wisły. Czarowic, po przepiłowaniu krat w oknie swej celi, przymocował do tego okna linę, skręconą z prześcieradeł, i cicho wyrzucił ją nazewnątrz. Dan, więzień z sąsiedniej celi, po przepiłowaniu krat w oknie swem, przymocował do niego również linę, skręconą z prześcieradeł, i cicho wyrzucił ją nazewnątrz. Zagozda, dla ułatwienia im obudwu ucieczki, zostaje w więzieniu, ażeby odwiązać i wyrzucić linę Czarowica, bez której nie mogliby spuścić się ze stromych murów fortecy. Obadwaj uciekający na komendę Zagozdy jednocześnie co do sekundy siedli okrakiem na ramie okiennej, wysunęli się na zewnątrz i wolno, cicho, jak dwa upiory, popłynęli w dół w chwili, kiedy żołnierz tyłem się do więzienia odwrócił i przemierzał przestrzeń placyku. Stanąwszy na ziemi, w ciemnej framudze muru, czyhają na chwilę, kiedy żołnierz odwrócił się, przeszedł szerokość placu i stanął przed nimi. Wtedy spadła na ziemię lina, odwiązana przez Zagozdę. Jak dwa tygrysy skoczyli na żołnierza, stryk z liny zarzucili mu na szyję, zdusili, koniec liny wbili mu w usta. Potężnym wysiłkiem wydarli karabin obezwładnionemu nagłą napaścią. Obalonemu na ziemię Czarowic bagnet przystawił do piersi).
CZAROWIC (szeptem)

— Leż! Zabiję!

(Żołnierz gwałtownym ruchem porwał się z ziemi, usiłując zarazem wyrwać z ust knebel. Skoczył na bagnet z męstwem i pasyą, pragnąc chwycić lufę karabina).