i z głuchym jękiem padł twarzą na kamienie, wołajac: — nadaremnieś za nich umarł! Kiedy zaś zapragnął oderwać oczy od fal i skierować je przemocą po za siebie, w stronę Polski, uczuł ponownie na wspomnienie o niej — zaduch Pawiaka. Kiedy pomyślał, że należy wrócić tam po własnych, cuchnących stopach, po tropach mściwego zbiega, knującego bezsilną zemstę niewolnika, — zatrząsł się w sobie ze wstrętu. Z poza skały, której olbrzymi odłam leży w pianach morza, wypłynęła łódź. Wiatr dmie w czerwony jej żagiel, kładzie go na fale i wynosi. Na środku łodzi stoi Bożyszcze pod postacią Piraty. Twarz jego młoda, bez zarostu, czarna od wichrów morza i pożaru słońca. Żeglarz ma na sobie chiton grecki, wolną koszulę do kolan z płótna tegosamego, co żagiel. Przepasany jest trzosem z rzemienia twardego, jak żelazo. Z lewego boku ma krótki bronzowy puginał dawnego kształtu. Silnemi rękoma umiejętnie wiosłując, wprowadził łódź w szyję międzyskalną, zasłoniętą od wiatru. Tam statek swój przywiązał łańcuchem do trzona skały i wyszedł na brzeg. Czarowic ujrzał jego całą postać: sandały z grubej skóry, wdziane na nagie stopy, z których sączy się woda, rękojeść krótkiego miecza, wyobrażającą posąg Diany z Efezu z trzema rzędami piersi, karmiących życie ziemi. Figura bogini ze wschodniego jest alabastru, głowa, ręce i nogi z bronzu. Po ramionach jej skaczą lwy, jelenie, sfinksy i chimery, snują się drzewa i kwiaty, — na głowie wznosi się zamczysta wieża. Wspomniał Czarowic dawny jakiś sen...).
— Roztropnie czynisz, cudzoziemcze, z przenikliwością wpatrując się w nasze fale.
— Czemu tak sądzisz?
— Jestem doświadczony żeglarz z tego wybrzeża. Znam naturę tutejszych mórz. Wiem, że te czyste fale wyobrażają najdoskonalej wszystko, co tylko jest najtęższego w duszy