Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

człowieka, przywodzą na pamięć wszystko i nie dają zapomnieć, co tylko jest w człowieku mocne, wieczne i zawsze jednakie. Taka jest władza tego morza.

CZAROWIC

— Szczerą prawdę powiedziałeś.

BOŻYSZCZE

— Zmywa ono nieskończonem chlustaniem cokolwiek w duszy człowieka jest bojaźnią wobec tyrana, lub wobec tłumu, cokolwiek jest przesądem, zabobonem, co jest zastarzałym błędem myśli, z choroby lub głupoty narosłym. Odmywa i odkrusza wszystko, co jest przemijające, podatne, słabe, sypkie, co da się odłamać, oderwać, rozproszyć i odmyć. To, co po pracy tych fal w człowieku zostanie, jest już naprawdę zdrowe, twarde i jędrne, jak skalina tych oto głazów.

CZAROWIC

— Lepiej to doprawdy wiesz odemnie.

BOŻYSZCZE

— Należy, żeby człowiek uczył się od naszych fal, jak być zawsze jednakowym, nie podlegającym zgniciu, jak posiąść i swoją uczynić wieczną siłę życia, która w nim jest, — jak opanować to, co jest samo w sobie i niezależne od niczego.

CZAROWIC

— Jakże to ma uczynić przybysz na wybrzeża waszego morza z kraju jałowego i pełnego więzień?