Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

może zawładnąć wszechwładnie mojemi farbami. Czy będę zmuszona przez pana... nadal malować czucia i ruchy tajemnicze duszy, czy będę zmuszona przetwarzać pana w moją sztukę? Zdarzało się malować pejzaż przedwieczorny, a to był nokturn o panu, kwiaty... a to był bukiet dla pana... Zobaczę, czy w panu jest taka moc nadprzyrodzona, żeby pan mógł popchnąć rękę do najwyższego, do wymarzonego od lat dzieła mojego życia...

(Twarz jej pokryła się ciemnym rumieńcem i powoli, na krótką chwilę zwróciła się w stronę Czarowica. Uśmiech boskiego początku i piękności nieśmiało wykwitł na wargach, łaska spłynęła w spojrzeniu)
CZAROWIC

— Krystyno!

KRYSTYNA

— Cóż pan powie bratu?

CZAROWIC

— Powiem mu okropną prawdę.

KRYSTYNA

— Okropną prawdę... Cóż to jest owa okropna prawda?

CZAROWIC

— Powiem mu, że pani zrywa z nim dla mnie i przezemnie.

KRYSTYNA

— Okropną prawdą będzie wyjawienie, że żywy towar jest nie do nabycia. Towar ogłosił swą niepodległość —