Ta strona została uwierzytelniona.
BENEDYKT
— Czy podobna? Janek?!
KRYSTYNA
— Niesłusznem podejrzeniem skrzywdził mię tutaj...
BENEDYKT
— Cóż on mógł przypuścić, co pomyśleć o pani, o wonnej róży, która na wiosnę zakwitnąć ma w tym ogrodzie?
KRYSTYNA
— Ach, jak pan to kunsztownie wycyzelował! Pan Jan posądzał mię tutaj o brak logiki, o łatwowierność, o naiwność, o nieobywatelskość i skłonność do poezyi.
BENEDYKT
— Jakże on to wyraził? Jako sędzia, muszę mieć przytoczony dosłownie ścisły tekst jego przewinienia w słowie.
JAN
— Musi mię pani zadenuncyować, — to darmo. Ja jestem do tego przyzwyczajony...
BENEDYKT
— Jaś... Mogłeś oszczędzić nam tego słowa!...
JAN
— Nie znam się, Benie, na oszczędności. Jestem rozrzutny i marnotrawny.