Ta strona została uwierzytelniona.
KRYSTYNA
— Marnotrawny brat!... Utracił wszystko, zmarnował mienie, przyszedł półnagi. Zabito na jego cześć cielca utuczonego, przyjęto go z miłością bratnią, z ojcowskiem przebaczeniem... — a oto, jakże postąpił?
JAN
— Przed chwilą żegnałem się przecie z temi drzewami, które dziad legionista sadził, pod któremi młodzieńcem marzył ojciec...
BENEDYKT
— Zegnałeś się? Czy wyjeżdżasz?
JAN
— Wyjeżdżam, Benku.
BENEDYKT
— Czy nie możesz powiedzieć mi, dokąd jedziesz?
JAN
— Wyjeżdżam bardzo daleko.
BENEDYKT (niespokojnie)
— Przecież mógłbyś powiedzieć mi, jak bratu!...
JAN (patrzy na szczyty drzew, na oblatujące liście srebrnej topoli)
„Na północ pójdę, czyli na południe,
Wszędzie po drodze kupię za grosz chleba
I znajdę studnię“.