Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
KRYSTYNA

— Przez rozstanie się. Gdy mnie utracisz i gdy ja cię utracę, poznamy, czem jest nasza miłość. Będziemy daleko czuwać, jak ptaki, które instynkt tajemniczy, przedwieczny wygania z północy na południe, a nieśmiertelna tęsknota popycha do powrotu.

JAN

— Nie chcesz być szczęśliwą?

KRYSTYNA

— Ileż to razy zadał to pytanie młodzieniec dzieweczce i ileż razy otrzymał twierdzącą odpowiedź! Spojrzyj na te pary we dwa lata po dniach ich „szczęścia“... Czy wiedzą cokolwiek o szczęściu, które dziś nasze serca rozpiera? (Przez zaciśnięte zęby) Chcę cię kochać, chcę cię uwielbiać tak jak dziś — wiecznie, wiecznie!

JAN

— Inny cię człowiek obejmie ramionami.

KRYSTYNA

— Nie! Nikt nie pocałuje moich ust nigdy, prócz ciebie.

(Jan nachyla się. Patrzy w jej oczy. Całuje rubinowe jej usta, sponsowiałe policzki, czarne oczy, cudowne od ekstazy)
JAN

— Cóż mówiłaś o Nizzy?...

KRYSTYNA

— Nie chcę, żeby ktokolwiek mną rządził...