— No? Cóż chłopaki?
— To nie wiecie? (Tajemniczo) Wzięły Franek Zatajewski, cieśli czarnego spode młyna, i Wiś Budniak złapały od mamy Wisiowej sześć małych kotków, co się okociły tydzień temu i wszystkie sześć zakopały żywcem w ziemię. Słyszycie, panie?
— Słyszę.
— Najsamprzód wykopały dół za cegielnią i cisnęły w ten dół biednego kotka, z białą łatką na łbie. Zasuły go ziemią. Piszczał, piszczał... Aże przestał... (Płacze) Potem cisnęły w dół drugiego kociaczka, czarnego z białemi łapkami. Zawaliły go ziemią. Potem frygnęły białego z pyszczaszkiem (Płacze gorzko)
— Cóżeście też z nimi poczęli, z tym Wisiem i Frankiem?
— Zwołali paniusia calusieńką ochronę, kto ta ino kiedy był, i te dzieci, co już nie są w ochronie, ino we szkole, bo już przeszły ochroniarskie — i poszliśmy sznurem, parami, umyte, poczesane do kociego dołu, za cegielnią. Tam,