Strona:Józef Katerla-Róża.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.
NASTKA

— A bo mu jego mama kazali, żeby wszystkie szpadelki do domu przyniósł. Wiś ta całkiem nie chodzi. Pedzieli jego ojciec paniusi, że nie będą Wisia posyłali, bo ta szkoła jest za piękna, bo to jest pałac nie szkoła. Jakby, pedzieli, Wiś do takiej szkoły chodził, toby potem ojca — matki szanować nie chciał. A i stryjna tosamo...

CZAROWIC

— A cóż stryjna?

NASTKA

— A pedają stryjna, że wy, toście są, widać, głupi, rozumu dobrego nie macie, boście tyle majątki wywalili na te ta szkoły. Pałace, pedają, nie szkoły pobudował, a sam łazi w łatanych portkach. I sprawiedliwie: łatane portki macie. O, tu łata jedna, tu druga łata... Nie pasujecie na pana, ino na dziadka. A i w kreminale będziecie siedzieli — wiecież wy, panie.

CZAROWIC

— Tego jeszcze nie wiem.

NASTKA

— No, to ja wiem, bo Walek Raciejewski pedał do naju, jak mu paniusia łeb zmyła naftą, że pójdzie do ziandarów i powie, żeście są kreminalista, a tu siedzicie po próżnicy, w ogrodzie się kryjecie. A i to powie, że po polsku na książce czytać, pisać uczą, a w ochronie czytać, pisać nie mają racyi... Wiecie wy teraz?