drze i z góry na mnie popatrzy, zaraz mi się tak robi, jak gdyby nam dwom na świecie Bożym było ciasno. — I dyabli go wiedzą, za co go wszyscy tak uważają? Gdzie się pokaże, każdy zaraz na niego obraca oczy. Niechże dziewki — no, nie dziw: dwadzieścia trzy lat, rumiane lice, czarny wąsik, bujne kędziory! Ale czemuż i starzy słuchają, kiedy mówi? po chwili — Rekruty! hm! — Gdyby to ostrzydz go, jak barana, odjąć mu ten przeklęty topór, gdyby to wetknąć mu w rękę karabin i oblepić ciasnym mundurem, żeby wyglądał, jak pobielany[1] Niemiec! hej! toby dobrze było, ażby mi lżej się zrobiło na sercu. Zastanawia się. Ale cóż? trudno, trudno! Nie da się i dziesięciu; a przytem onże jeden u matki. — Ale otóż i pan mandataryusz. On na to niechaj znajdzie radę. Oho? musi coś wiedzieć, bo idzie pomaleńku i gębą rucha. On, jak wół, kiedy się czem dobrem napasie, spokojnie leży i przeżuwa — tylkoby popijał.
Mandataryusz wchodzi zwolna. A co, Prokopie?
Prokop. Nie wiem, wielmożny panie!
Mandataryusz. A ja wiem; to jest: mandat przyszedł z cyrkułu, albowiem kazano brać rekrutów.
Prokop. Rekrutów? — a skąd ich wziąć, wielmożny panie?
Mandataryusz. Jakto, skąd ich wziąć? — albowiem że u nas mało chłopaków, to jest, zdatnych nosić karabin? — każ mi wynieść piwa.
Prokop stuka do karczmy i podaje kufel z piwem. Prawda, wielmożny panie! — ale gdzież oni? Ani jednego nie znajdziesz.
Mandataryusz, popijając. Od czegóż wy, to jest strzelcy rządowi? albowiem inni Huculi robią pańszczyznę, to jest dwanaście dni na rok, czepiają się po górach, walą jodły i robią tratwy. Wam nie potrzeba spławiać się do Kut, byleście spełniali moje
- ↑ W wojsku austryackiem noszono wówczas białe mundury