Strona:Józef Korzeniowski - Karpaccy górale.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Maksym wchodzi. Oj matko! matko! ciężka twoja bieda.
Marta. Ach! to wy, kumie? Wzięli go!
Maksym. Wiem, matko, wiem! Widziałem, jak im było pilno. Czemprędzej okuli go w kajdany i na tratwie odprawili do Kut[1].
Marta. Co? w kajdany mego jedynaka? To nieprawda! Puszczajcie mnie! ja pójdę sama!
Maksym. Bóg z tobą! On już w Krzyworówni[2]. Dziś w wieczór będzie w Kosowie[3]. Czeremosz pełny, szumi, pieni się i poniósł bystro twego syna. Nie tobie, starucho, zbiedz z jego falami. Uspokój się. I rzeki nie uprosisz, żeby się zatrzymała, i ludzi nie umodlisz, żeby rozkuli jego kajdany.
Prakseda. Matko! wujciu! posłuchajcie mnie. Ja młoda i niedoświadczona; oprócz wierzchołków gór naszych nic jeszcze nie widziałam na świecie. Ale ja go kocham. Matko! dla mnie i dla ciebie bez niego niema życia na ziemi, dlatego moja rada będzie dobra. Czego zabraknie głowie, to doda serce; bo, choć tu mało, ale tu pełno; jest miłość, jest śmiałość, jest potrzeba mieć go, lub umrzeć. Matko! jam ci się zaklęła, że ci go oddam, i tak będzie; tylko mnie puszczajcie i nie mówcie nikomu, gdziem poszła. Powiedzcie, żem pobiegła w góry, rzuciła się ze skały i głowę sobie rozbiła o kamienie. Ludzie uwierzą, bo wiedzą, że ja szalona, i że on wart takiej miłości. A tymczasem pójdę. Choć ziemia ich szeroka, ale nogi moje zdrowe i oko bystre. Ja go znajdę, i ty, matko, będziesz go miała.
Marta. Praksedo! moje ty zdrowie! o! biegnij prędko, żeby go gdzie daleko nie zapędzili.

Maksym. Słuchaj, Praksedo! Serce twoje dobre,

  1. Miasteczko nad Czeremoszem.
  2. Wieś nad Czarnym Czeremoszem, poniżej Żabiego.
  3. Wieś na północo-wschód od Żabiego, dziś znana miejscowość lecznicza.