tylko możesz mi dać radość i życie. Chodź tu, moja pociecho jedyna!
Antoś. Nie, matko, nie na radość, nie na pociechę twoją wróciłem! — wróciłem tylko pomścić się o twoją krzywdę!
Marta. Boże mój! co ty mówisz, synu?
Antoś. Rzeczy proste, moja matko, które i ty sama pojmiesz. Jestem dezerter i zabójca. Dla mnie niema pokoju, niema przytułku między ludźmi, i dla ciebie niema pociechy, niema radości. Wydarto mię tobie prawnie, i ja sam wrócić się tobie nie mogłem. Nie masz już syna, matko! Wrócił tylko mściciel twej krzywdy. Bierze za rękę Praksedę. Oto twoje jedyne dziecię. Ona cię będzie szanować i do ostatniej godziny strzedz i służyć.
Marta. A ty? a ty?
Antoś. Ja, matko, muszę dla siebie szukać schronienia.
Marta. Tamże dom twój, synu!
Antoś. Dla mnie niema domu. Mój dom — jaskinie i puszcze, a moi krewni — zbójcy!
Marta w osłupieniu. O! ja nieszczęśliwa!
Prakseda przyklęka i obejmuje jej kolana. Biada nam!
Anna podnosi się. Biada wam!
Antoś. Nie płacz, Praksedo!
Prakseda. Jam ciebie zgubiła!