i zgrzytanie zębów. Jaka nieprawda! Cóż stąd, że Antosia powiesili? No, to dawniej tak było, a teraz już tego niema; teraz na fujarce grają tak ślicznie, że aż wszystkie rybki w Czeremoszu skaczą i weselą się. A jeżeli Pan Bóg komu da rozum, to jeszcze lepiej — on sobie prosto pójdzie do rzeki i utopi się i potem tańcuje z rybkami. I ja tam pójdę. — Wy nie wiecie, co się stało? On, jak się z nią żegnał, zdjął jej z palca obrączkę i mówił, że rzuci w wodę. Ja tę obrączkę znajdę, ona mi się przyda na moje wesele, smutno, bo ja nie mam obrączki — patrzcie — a ta obrączka była śliczna; drugiej takiej, póki żyć będę, nie znajdę.
Maksym. Boże! odpuść mi ten grzech, może ostatni. Bierze ją za rękę. Dziewczyno! chodź tu, tu ze mną. Prowadzi do brzegu.
Prakseda. Tam? czy tam obrączka? — Otóż to kiedy człowiek dobry się znajdzie! — niema, jak górale. Tam daleko ludzie nie tacy. Oni go złapali i zaraz powiesili. Czyż oni nie wiedzieli o tem, że nim wiatr kołysać będzie i wydzierać jego piękne kędziory, że deszcz bić będzie w jego twarz, jak w zimną szybę, a potem kruk przyleci, siądzie na głowie, wplącze swe szpony w jego włosy, nachyli się i dziobem oczy jego wykalać zacznie?
Maksym. Chodź! chodź, nieszczęśliwa!
Opryszek. Co ty chcesz robić? — szalony!
Maksym dziko. Idź precz! — chodź! postępuje.
Prakseda. Chodź prędzej! — i mnie trzeba śpieszyć — mnie tam czekają wszyscy, wszyscy czekają. Nachyla się nad brzegiem. Jak tam głęboko! czy tam?
Maksym strąca ją w wodę. Tam, moja dziewko! uciekaj przed ludźmi — dla ciebie niema życia na ziemi.
Opryszek. Maksymie! Maksymie! coś ty zrobił?
Maksym chwyta go za gardło. Idź precz! bo cię za-
Strona:Józef Korzeniowski - Karpaccy górale.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.