Powrotnym szlakiem szły rannych transporty,
których śmierć w białe nie przyjęła wrota...
Znał wróg nasz opór, i — »sieryje czorty«
zwały nas Mochy, — więc to nie dziwota,
że wóz szpitalny wciąż skrzypi na drodze, —
że tam — bez jęku — człowiek cierpi srodze!...
Nieraz w noc ciemną — na leśnem pustkowiu,
gdy wichr nad wozem wydziwia swe harce —
przy wilczych ślepiów dalekiej latarce
ranny krzyż dojrzy — w mogiłki wezgłowiu...
więc siną ręką znak radosny czyni:
»bądź pozdrowiony... bracie... na pustyni!«
I śmielej w niebo spogląda znów potem —
i śle modlitwę przez szklane źrenice
za tych, co padli tam wspólnym pokotem
przy »kulomiotów« dalekiej muzyce —
za Polskę — siebie — za żywych w obozie —
i lżej mu — zdala — umierać na mrozie...
··················
Na szczycie góry krzyż stoi wyniosły —
Golgoty naszej korona cierniowa...
Strona:Józef Mączka - Starym szlakiem.pdf/37
Ta strona została skorygowana.