Strona:Józef Milewski - Zagadnienie narodowej polityki.pdf/336

Ta strona została przepisana.

z któremi tak paktować lubili możnowładcy nasi. Słabość nie starczyła za rękojmię bytu.
I przyszła druga faza dyplomatycznej polityki po kongresie wiedeńskim. Poczęła wytwarzać się wiara w pomoc obcych rządów czy ludów, zbrojne nasze porywy liczyły na tę pomoc, przyczem jedni łudzili się, że rządy zachodnie czekają tylko na daną przez nas sposobność wystąpienia przedewszystkiem przeciwko Rosyi, drudzy, że ludy uznają powstanie nasze za hasło do ogólnej walki o wolność, zerwą się, aby zdobyć wolność dla ludów wszystkich, niepodległość dla Polski. I znów spotkały nas kilkakrotne zawody. Podnosiliśmy u siebie sztandar niepodległości, walczyliśmy za wolność ludów po wszystkich krajach, wszystko nadaremno. Bolesne zawody i krwawe doświadczenia nie tłumiły wiary w rychłe zwycięstwo. Ale wiara ta raz za razem okazała się ułudą. Ni rządy obce, ni ludy, nie przyszły z pomocą. »Pomoc ludów okazała się utopią, pomoc Zachodu, odgrażającego się Wschodowi, fikcyą, powszechna rewolucya porywem chwili; nie zburzyła starej Europy, ani nie dała jej nowych kształtów; młodzieńcze ideały łamały się o świat rzeczywisty. Ludy wydawały manifesty w imię »braterstwa«, ale nie podały czynnej i skutecznej braterskiej dłoni«[1].

Dopiero po r. 1863 przyszło stopniowo do zupełnego wytrzeźwienia, przestaliśmy liczyć na pomoc zewnętrzną, oglądać się na obcą komendę, dawać się używać za narzędzie cudzych celów i cudzej polityki. Tylko pamiętać zawsze jeszcze musimy, że bywały jeszcze później i zawsze mogą powtórzyć się próby użycia nas za narzędzie cudzej polityki, posłania nas na pierwszy ogień, zwiedzionych złudnemi obiecankami. To też przykre zawody starszych pokoleń trzeba młodszym z naciskiem przypominać.

  1. Bronisław Dembiński: W zaraniu stulecia, str. 19.