tysfakcję, żem ostatni schodził z pola, chociaż zdaniem mojem i moje zejście z pola było przedwczesne, i śmiało mogło być jeszcze o całą dobę, jeśli nie o dwie, odciągnięte bez żadnej szkody dla oddziału. Gdybym nie miał taboru, prawdopodobnie na złość tym strachom i sugestjom zostałbym jeszcze w Królestwie. Tak przykro, tak ciężko było z niem się rozstawać i wracać do Galicji, skąd się na wojnę wyszło. Zdawało się — a i istotnie tak było — przekroczenie powrotne granicy zamyka na wieki część tego, czem się żyło w początku wojny. Odsuwa bezpowrotnie w przeszłość coś bardzo drogiego. Drogiego, bo jakąś prawie urzeczywistnioną prawdę o samodzielnej pracy polskiej i widocznym, jasnym jej rozwoju.
Ze smutnem i ciężkiem sercem wkraczałem na most pod Szczucinem. Most istotnie był przygotowany do spalenia. Na tamtym brzegu udałem się odrazu do miejscowego komendanta, jakiegoś grubego, poczciwego podpułkownika, by go uspokoić i nie dać mu spalić mostu zaraz po przejściu pierwszej grupy mego oddziału. Wiedziałem bowiem, że po nocy kolumna znacznie się rozciągnęła. Droga nad Wisłą była błotnista i wozy raz po raz grzęzły, rozbijając kolumnę na części.
Po rozmowie oficjalnej z owym podpułkownikiem zwróciłem się do niego jako do komendanta nieszczęśliwego mostu, przeznaczonego na zagładę, z prośbą, aby niewielką część furmanek, wziętych z najbliższej okolicy, puścił wolno z powrotem po przewiezieniu bagażu na tą stronę. Poczciwy podpułkownik nie miał w zasadzie nic przeciw temu, wyrażał tylko obawę, czy chłopi, jako Rusini (Ruthenen), nie będą nam szkodzili po powrocie.
— Ależ oni nie są Rusinami — mówię mu zdumiony.
— „Czy Pan z pewnością ręczy, że wśród nich niema Rusinów? — pytał mnie triumfująco. Przy tak mieszanej ludności nigdy takich rzeczy twierdzić nie można“.
Byłem zupełnie zabity tem nadzwyczajnem odkryciem mieszanej ludności rusińsko-polskiej w powiecie stopnickim. Najzagorzalsi polakożercy z pomiędzy Rusinów czy Rosjan tak daleko nie sięgali w swych apetytach, jak ten dobroduszny rusinofob. Taką właśnie niebotyczną ignorancję stosunków polskich spotykałem bardzo często zarówno u austrjackich, jak niemieckich oficerów. Trzeba przyznać, żeśmy o sobie kazali za-
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.