Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

była aż pod Lublinem, a teraz cofała się poza naszemi plecami gdzieś po Tarnów.
Niewesoła perspektywa. Rozkaz podpisany był przez dowódcę etapów I. armji, co mnie niezmiernie zdziwiło, wyglądało bowiem tak, jakgdyby dowództwo armji przestało istnieć, a my, należąc do etapów armji, mimo to mamy zadanie bojowe. O sytuacji całej nie było ani słowa, o nieprzyjacielu i jego działaniach nie umiano czy nie chciano czegokolwiek napisać. Pozostawiono to zupełnie domysłom wykonawców rozkazu lub plotkom, które krążyły już o klęskach pod Lublinem i pod Lwowem. Przeczytałem kilka razy rozkaz, tak sprzeczny z mojemi pojęciami o rozkazie, wzruszałem ramionami i, nieznając jeszcze austrjackiego systemu rozkazodawstwa, przypuszczać zacząłem, że armja właściwa jest jeszcze znacznie ku wschodowi — co było zresztą słuszne — a nieścisłość i nieumiejętność pisania rozkazu jest związana z etapowemi pojęciami o rozkazie i wojnie. Rozkaz był zato tyleż pompatyczny, co niejasny. Nakazywał on wszystkim odcinkom, a więc i naszemu nieograniczać się jedynie do pasywnej defensywy, lecz wskazywał na konieczność ofensywnego w razie możności działania. Miała to być taka „ofensywna defensywa“ czy „defensywna ofensywa“, przyczem rozkaz ani słowem jednem nie zaznaczał, o co właściwie idzie więcej: czy o ofensywę, czy odwrotnie o defensywę. Każdy więc z dowódców odcinków, a było ich kilku, mógł sobie dowolnie kłaść nacisk na obronę lub na wymagający więcej śmiałości atak. Coprawda trochę śmiesznym wydał mi się ten atak etapów, jako awangardy, lecz myślałem, że może mieliśmy być zastąpieni potem przez armię I-ą, czy inną, i że być może idzie o uzyskanie łatwiejszej możliwości przejścia Wisły, która płynęła przed nosem, oddzielając Galicję czyli państwo austrjackie od rosyjskiego.
Był to pierwszy rozkaz pisemny operacyjny, który od Austrjaków otrzymałem, dlatego analizowałem go dokładnie, chcąc znaleźć w nim wytyczne punkty dla moich rozkazów. Nie chciałem bowiem pozwolić ani sobie, ani mym podwładnym, na obniżenie naszej wartości jako żołnierzy, gdy znaleźliśmy się w otoczeniu tak zwanego regularnego wojska, które, jak było mi wiadomo, patrzało na nas ze wzruszeniem ramion. Rozkaz