przez nią połączenie tylko zapomocą prymitywnych promów, była to gra śmiała. Tem śmielsza, że naokoło tej śmiałości nie było wcale. Przeciwnie.
Właśnie tej nocy, gdy mój I-szy bataljon przeprawiał się z mozołem na przegniłych promach przez Wisłę, miałem przyjemność widzieć przejawy ofensywnej defensywy dokoła. Przede-wszystkiem coś koło 10-tej wieczorem usłyszeliśmy parę strzałów armatnich na wschodzie, a wkrótce potem rozbłysła na niebie duża łuna w stronie Szczucina. To palił się most szczuciński. Naturalnie nieprzyjaciel z chwilą tą był zupełnie swobodny i przerzucił ku mnie, jako jedynemu posterunkowi na jego brzegu, większość swoich sił, które dotąd były trzymane w szachu przez sam fakt istnienia mostu na Wiśle pod Szczucinem. Następnie w nocy obudzono mnie alarmem, że żandarmi przyszli, by zniszczyć wszystkie promy na Wiśle. Żadne perswazje nie pomagały, otrzymali taki rozkaz z Krakowa i chcą go wykonać, a że duża część mego wojska znajduje się po tamtej stronie, to ich nie obchodzi, bo tego rozkaz otrzymany nie uwzględnia. Jeden z promów pod Opatowcem został już „unieszkodliwiony“. Podziurawili go, jak rzeszoto. Kazałem natychmiast postawić przy promach straż z rozkazem strzelania do każdego, kto będzie do nich się zbliżał bez mego pozwolenia. Dodatkowo zaś poleciłem, aby promy trzymano po stronie rosyjskiej, przy lewym brzegu; byłem pewien, że tak daleko odwaga stróżów porządku nie sięgnie, aby przeprawiać się na brzeg nieprzyjacielski.
Dziwny niesmak mnie opanował na tę wiadomość.
Wszystko to było uprzyjemnieniem mojej ofensywnej defensywy, ale zarazem świadectwem, jak dalekiem było otoczenie całe od śmielszych decyzyj i jak względnie niełatwem było zdobyć się na przezwyciężenie tej ogólnej niechęci oglądania krajobrazów tamtego brzegu Wisły. I jeżeli mówię, żem był trochę lekkomyślnym, to przyznaję, że przedewszystkiem mam na względzie to tło, na którem moja lekkomyślna ofensywa wyglądała tem lekkomyślniej, gdyż niestety we wszystkiem, coby mi mogło służyć za pomoc, zależałem nie od czego innego, jak od tego nielekkomyślnego tła. Zostawałem ze swą ofensywą poprostu osamotniony, bez żadnej nadziei na pomoc, gdy od-
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.