skutkom. Miałem na tamtym brzegu zebrane cztery bataljony; było to zupełnie wystarczające, by utrzymać pozycję na wschód i północ od Korczyna do wieczora. Wieczorem zaś nieprzyjaciel cofnąłby się sam, unikając nocnych niespodzianek. Zawsze, gdy myślę o tej chwili, wyrzucam, sobie brak dość pewnej decyzji i zawsze pamiętam ten dzień jako przykre wspomnienie o niepotrzebnej porażce wewnętrznej wobec samego siebie.
Z pewnym niepokojem przyglądałem się nazajutrz wpływowi odwrotu na żołnierzy. Spostrzegłem na swoje szczęście, że, zdaje się, ja jeden byłem zgnębiony tym wypadkiem. Upadku morale żołnierskiej nie widziałem, nie obserwowałem też wcale zmiany usposobienia w stosunku do nas otoczenia wojskowego. Uważano odwrót za rzecz tak naturalną, jak do pewnego stopnia za nienaturalną i może głupią oceniano moją śmiałość operowania na tamtym brzegu Wisły. Zdusiłem więc w sobie niezadowolenie z siebie i z wojska, nie dałem tego poznać po sobie, nie chciałem bowiem, aby moje uczucie przeniosło się na żołnierzy i oficerów i spowodowało u nich zmniejszenie się nabytej już pewności siebie i szacunku dla siebie. Powtarzam istotnego powodu do cofania się nie było — nie mieliśmy bowiem żadnych strat. Brak było kilku ludzi z I-go i V-go bataljonu, ale nikt nie widział, żeby byli zabitymi lub pozostali jako ranni w polu. Poprostu zaginęli. Najzabawniejszem jest, że wszyscy ci zaginieni nazajutrz zgłosili się do swoich bataljonów w przebraniu cywilnem, lub napół cywilnem. Wszyscy to byli gapie — dłubinoski, jak ich nazywałem, — którzy przy zbiórkach podczas cofania się gdzieś się zawieruszyli. Jeden z nich, naprzykład zaspał na sianie w czasie odmarszu naszych i obudził się w stodole dopiero od huku armat, które Moskale postawili przeciw nam właśnie koło tej stodoły. Wszyscy byli o tyle sprytni — zresztą nakazywała to dbałość o swoje głowy — że doczekali wieczora. Każdy z nich udał się pod opiekę chłopów, którzy ukryli ich i nakarmili. Nocą i nad ranem jeden za drugim przechodzili przez Korczyn ku Winiarom, żaden zaś przy tem nie został złapany. Jeden z nich nocował na strychu chałupy, zajętej przez kozaków. Kazałem wszystkich przykładnie ukarać w bataljonach, aby oduczyć ich od nietrzymania się kupy i łażenia zdala od swoich kompanij i plutonów na własną rękę. Wobec tego, że przy
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.