biła jakaś siła groźby, na którą nie mogłem znaleźć żadnego środka zapobiegawczego. Dreszcze na całem ciele wzmagały się, czułem w sobie zbliżającą się, lub już istniejącą gorączkę.
I właśnie, gdy tak nad rzeką rozmyślałem, rozległy się pierwsze strzały armatnie za Wisłą. Nieprzyjaciel poszedł do ataku. Wkrótce żywym płomieniem zabłysły pożary. To się paliły Szczytniki i dwór w Czarkowej, które Moskale podpalili, przez zemstę za swą porażkę w Szczytnikach. Ogień artylerji był bardzo żywy, ostrzeliwano Winiary, Czarkowę, Ksany. Baterje strzelały salwami tak, jakgdyby przygotowywano szturm dla pieszego wojska. Wkrótce też usłyszałem w stronie Winiar bardzo żywy coraz bardziej wzrastający ogień karabinowy. Niekiedy ogień wybuchał gwałtownie, prowadzony w szybkiem tempie, strzelano paczkami, tak, jak do zbliżającego się do ataku nieprzyjaciela.
Nigdy nie zapomnę tego podłego uczucia bezsilności, które mnie dusiło, gdym stał nad brzegiem Wisły, wsłuchany w odgłosy boju, nie mogąc niczem przyczynić się do jego powodzenia, nie rozumiejąc nawet dokładnie, co właściwie się tam dzieje.
Właśnie w czasie najgorętszego boju Wisła zaczęła najbardziej szaleć i przewoźnicy, pracujący z saperami, zaczęli coś szeptać pomiędzy sobą. Okazało się, że boją się jechać, gdyż sądzą, że zostaną porwani prądem aż pod Korczyn, gdzie lewy brzeg był w rękach Moskali. Może zresztą byli pod wrażeniem toczonego na tamtym brzegu boju. Nim saperzy i ja ułożyliśmy dalszą przeprawę, zwiększając załogę promu kosztem ilości przewożonych żołnierzy, minęło sporo czasu, w ciągu którego żadna wiadomość ani ode mnie na tamtą stronę ani z tamtej strony do mnie dojść nie mogła. A tymczasem, w gorączkowym stanie, w jakim już byłem, myśl moja przestała już być zwykłą chłodną pracą głowy. Myśli, przypuszczenia zanadto żywo, razem z krwią, pulsowały w skroniach — i z tego powodu patrzeć zacząłem na bój, toczący się poza rzeką, wyolbrzymiając jego rozmiary i znaczenie jego przejawów. Siły nieprzyjaciela wydawały mi się większe, położenie naszego wojska cięższe, niż było istotnie. Głowa gorączkowo zaczęła pracować, szukając ratunku lub wyjścia. Wydawało mi się, że niema co mówić o szukaniu ratunku przez przewiezienie wojska na prawy brzeg
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.