wschód, drugi na Wiktorkę i Władysław, na południo-wschód, trzeci w kierunku Skały, na południo-zachód. W zależności od ich meldunków wybiorę drogę. Strach mnie bierze, że może nie bardzo będę mógł wybierać. Na myśl przychodzi Belina. Dlaczego nie był w Wolbromiu na umówionem rendez-vous? Czy nie stoi to w związku z rewelacjami dziada? Może został wciśnięty do frontu austrjackiego? Ale wtedy gdzie, u licha, jest mój korytarz? Niepodobieństwo! W jakiż sposób sam ze swym oddziałem wcisnąłbym się na teren już zajęty przez nieprzyjaciela?
A jednak? Jednak uparcie wraca pesymistyczne przypuszczenie. Przypominam sobie, że dziad na pytanie, dokąd poszli kozacy, wskazał odrazu na zachód. Ba! słyszę chluptanie po błocie koni, za chwilę brzęk ostróg i szabli, melduje się Belina we własnej osobie.
„Skąd u licha tak późno?“
— Z Wolbromia, szkapy tak pomęczone, że ledwo już idą. Przyszedłem do Wolbromia w godzinę po odejściu Komendanta.
„No, opowiadajcie!“
Więc jeździł sprawdzać front. Przez pewien czas szło dobrze, tak, jak przewidziałem. Austrjacy okopują się. Potem wpadł na patrole węgierskie. Z temi porozumieć się nie mógł. Poprostu rozmowa gęsi z prosięciem. Pomimo starań o niczem się od nich nie dowiedział. Może więc front idzie tak, jak przewidywałem, na południo-wschód ku fortom Krakowa, może i nie. Okopują się, więc może i stoją dzisiaj jeszcze — miałbym w razie przemocy niedaleki odwrót.
„Ale, — dodaje Belina — Tu już wszędzie byli kozacy. Komendant wie? Wredne małpy, już się kręcą, gdzie nie potrzeba!“
— Czyście ich widzieli? — skoczyłem na niego.
„Nie! Ale ludzie tu wszędzie o nich opowiadają. A nas znaleźć łatwo — dorzucił — droga widoczna po przejściu kolumny, już chociażby po mnóstwie niedopałków po papierosach, rzuconych na drogę. Kiedy wymarsz? Muszę wiedzieć, jak rozporządzić z końmi.“
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.