Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Śmieję się z jego ochoty i twierdzę, że będę zadowolony, gdy kawalerzyści utrzymają konie, tem bardziej, że oddaję im swoją kasztankę pod opiekę. Sam pójdę pieszo.
Patrole poszły. Z nerwami napiętemi do niemożliwości nasłuchuję, czy nie usłyszę gdzie strzałów. Każda nieledwie minuta ciszy oznacza dla mnie swobodną przestrzeń dla manewru, dla ruchu. Minut tych przechodzi sporo, zaczynam oddychać. Jest jaka taka przestrzeń. I chociaż myślę gorzko: „Jest przestrzeń dosyć szeroka dla twej hekatomby!“ — jednak z ulgą każę podawać herbatę przed wymarszem.
Ba! ledwiem wypił trochę gorącej herbaty, rozlega się strzał jeden, potem drugi, i to gdzieś bardzo blisko, tak jakgdyby we wsi. Z pasją myślę, że to pewnie ktoś z naszych wystrzelił przez nieostrożność przy rozładowywaniu karabinu. Nie! gdzietam! wkrótce gra mi od zachodu muzyka tyraljerskich strzałów, od czasu do czasu przerywana nierówną salwą. Szef skoczył jak oparzony z chaty. Strzały słychać z zachodu! — Jest! — myślę — i znowu wyłazi mi z pamięci ten przeklęty wiersz: „Tu l’as voulu, George Dandin“!
Po chwili zbiegają się raporty: „Kozacy wieś atakują, kilka sotni!“ „Przyszli za Wieniawą, który z patrolem poszedł do Iwanowic“. Wreszcie Szef przybiega — już obejrzał położenie:
„Nie więcej jak dwie sotnie! Kozacy kubańscy w czerkieskach. Dałem rozkaz, by kompanja z III-go bataljonu rozwinęła się dla obrony, atakują słabo od zachodu. Ich patrole prawie wjechały do wsi, na Belinę“.
Więc chłopi prawdę mówili! Wychodzę na tylny ganek, skąd doskonale widać zachodnią część wsi, rozłożoną trochę w dole. Już zmierzcha, więc widać bardzo niedokładnie. Przez podwórze z żałosnym jękiem idą zgórowane kule. Strzelanina to zamiera, to znowu trochę się ożywia, lecz z każdą chwilą stanowczo się zmniejsza. Nic, zdaje się, wielkiego nie będzie. Oby tylko te „wredne istoty“ — jak mówi Belina, — nie naprowadziły na nas większej masy, trzeba śpieszyć z wymarszem. Jesteśmy już odkryci! A meldunków dotąd ani z Czapel, ani z Władysława ani śladu.
Pali mnie gorączka i niecierpliwość; w gardle wciąż zasycha, pomimo, że piję już trzecią szklankę herbaty. Strzelanina na