Zbieram całą siłę woli, szczypię siebie i otwieram oczy. Nie, nic niema, nie widzę nic. Zastanawiam się chwilę i uderzam się w czoło.
— Ośle! — powiadam sobie — przecież przy tem oświetleniu, gdybyś widział piki, tobyś napewno słyszał też tupot koni! A przecież jest cicho! Nie marnować czasu!
„Nic niema — szepce mi w tym samym czasie Śmigły — chyba można ruszać? Co? Komendancie!“
— Naturalnie, ruszać! — mówię już głośno, żeby przerwać tę niesamowitą atmosferę.
Ruszamy. Wychodzimy na drogę, po której, niestety, idziemy bardzo niewielki kawałek, i gdy na lewo od nas zamigotały światełka z Celiny, skręcamy na prawo na szerokie, zaorane pole. Znowu zmęczone nogi toną w jakiejś miękiej masie, niezgrabnie zaczepiają o bruzdy, znowu serce od czasu do czasu wyrabia jakieś głupie brewerje w piesiach. Słyszę raz po raz, gdzieś daleko w tyle, strzały. Dla wyjaśnienia sprawy, posyłam do arjergardy z zapytaniem, co się dzieje? — Nic, u nich spokojnie, strzelają gdzieś dalej na północy.
Zaczynam opadać z sił. Przemagam się, lecz czuję, że wkrótce padnę. Zjadłem już całą bułkę i wszystkie cukierki, gościnnie mi wpakowane w Ulinie przez Młodzianowskiego, nie pomaga! W głowie kręci się wciąż głupia myśl.
— Mój ty mocny Boże! i poco pozwoliłeś, by ci ludzie tyle tego pola zaorali, nogi poprostu tęsknią do jakiejś zmiany. Niechby była nawet mokra łąka, byle nie to jakieś głupie, niedopieczone ciasto, z którego tak ciężko wyciągać nogi.
Może dać spokój? Oddać komendę Szefowi, samemu odejść na tyły i siąść na kasztankę, niech ta, jak umie, wyciąga nogi z tej monotonnej, zoranej ziemi. Nie, nie mogę! Przypomina mi się znowu: „Tu l’as voulu George Dandin“! Tyś tę awanturę wymyślił. Tyś naraził wszystkich na to szalone ryzyko, dla romantycznej hekatomby w Krakowie, czy na Podhalu, nie wolno ci przed końcem, gdy ludzie tak samo, jak ty, są zmęczeni, zrzucać z siebie odpowiedzialności. Muszę jednak szukać pomocy. Biorę pod rękę Śmigłego, opieram się mocno, — jest lepiej! Dla ulżenia sobie zaczynam myśleć o Moskalach, których zostawiłem za sobą. Zaalarmowani ze wzsystkich stron, zbio-
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.