otaczające wzgórza grupy konnych. To Moskale. Moja kompanja awangardowa wysunęła się trochę naprzód, lecz jej gros zatrzymała się przy pierwszych domach, wykonując koło nich jakieś niezrozumiałe dla mnie ewolucje. Z lasu za mną już się wysuwał wąż kolumny moich bataljonów. Od czasu do czasu, gdzieś z tyłu za nami, ze strony Słomniczek jakiś uparty i niewidzialny Moskalik strzelał i kula z jękiem pędziła nad nami w przestworza. Nad tem wszystkiem słońce napełnia świat wesołym blaskiem.
„Ruszać! Na wszelki wypadek, po minięciu pierwszych domów, rozwinąć dwie kompanje na boki, wślad za uciekającymi kawalerzystami, by nie dać im się zatrzymać i nie pozwolić im ostrzeliwać kolumny. Kompanja jedna zostanie w arjergardzie o dobrych kilkaset kroków, przy tych właśnie domach.“ Sam śpieszę naprzód, by poznać przyczynę zatrzymania się awangardy. Nie potrzebuję pytać: z domów wywlekają moi chłopcy jeńców. Jak się okazało, przy pierwszem ruszeniu plutonu ułanów ukryli się niektórzy z Moskali w domach, reszta z innych chałup umknęła na prawo i ledwo od drogi.
Krótkie badanie. Jest ich ośmiu. Trzech z nich z 21. dywizji III-go korpusu kaukaskiego zabłądziło, doganiając swoją dywizję i przenocowało u kolegów z gwardji. Reszta to gwardziści z finlandzkiego pułku gwardji, z tak zwanej „myśliwskiej“, raczej wywiadowczej kompanji, wysłanej naprzód ku Krakowowi na wywiad i osłonę pułku, który został pod Słomniczkami. Ci, co uciekali, są tak samo gwardziści, tylko z „konno-myśliwskiego“ oddziału.
— Dalej! wziąć ich w szeregi! — Naprzód! bo tam przed nami słychać znowu strzały. Tam musi mieć potyczkę mój pluton kawalerji.
Przyśpieszonym, żwawym krokiem ruszamy naprzód, kompanje rozwinęły się na boki, i widzę, jak ich łańcuchy tyraljerskie zbliżają się ku wzgórzom. Mamy się wszyscy zejść tam na górze, przy dawnej granicy. W środku wsi Michałowic zastaję paru kawalerzystów, którzy też wzięli jeńców z gwardji, z tegoż finlandzkiego pułku. Zabrano do niewoli dwunastu, z nich jeden ranny, pozatem dwóch zabitych. Było tu więcej Moskali, lecz zaskoczeni z tyłu znienacka, poszli w rozsypkę. U nas
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.