ciem od zupełnie nienormalnych stosunków dotychczasowych z Austrjakami. Zarówno karabiny maszynowe, jak górskie armaty, przyszły nazajutrz, ale o tem potem. Natomiast zgodnie ze zwyczajem austrjackim została zachowana absolutna tajemnica co do celu działania tak mego oddziału jak i innych wojsk. Pozostawiono to zupełnie memu własnemu domysłowi i samodzielnym hypotezom. Od tego czasu datuje się zwyczaj, który wprowadziłem u siebie w wojsku, że poza wywiadami na nieprzyjaciela prowadziło się stale i systematycznie patrolowanie i w stosunku do otoczenia. Był to często jedyny sposób zorjentowania się w tem, co się dzieje naokoło.
Wieczorem tego dnia wobec tego, że jedynem na razie mojem zadaniem było pilnowanie defilé górskiego w Chyżówkach, zaprosiłem do siebie na kolację pięciu wziętych do niewoli oficerów rosyjskich. Żal mi było jako żołnierza rotmistrza, dowodzącego szwadronem. Musiał być porządnym człowiekiem, gdyż żołnierze jego bardzo się cieszyli, że mu się nic złego tej nocy nie stało. Był przygnębiony trochę, chociaż starał się tego nie pokazywać po sobie. Miał jakieś polskie nazwisko, chociaż był Rosjaninem i stał kiedyś dłuższy czas z pułkiem w Królestwie, we Włocławku. Oficerowie jego byli mniej sympatyczni, ot zwyczajni oficerowie rosyjscy. Sztab mój składał się z samych Królewiaków, więc choć z obrzydliwym akcentem, mówili po rosyjsku. Powoli, gdy pierwsze lody po kilku wódkach stopniały, zaczepiłem o przykry temat, o nocny wypadek w Chyżówkach. Chciałem znaleźć wytłumaczenie, jak to mogło się stać, że szwadron cały tak odrazu dał się opanować i bez strat prawie zagarnąć. Rotmistrz dał mi mniej więcej następujące wyjaśnienie:
Był wysłany jako szwadron wywiadowczy, szedł szosą przez Limanową na Dobrą, tu znalazł drogę zajętą; chcąc ominąć przeszkodę, wciągnął się do Chyżówek górską drogą, nie przypuszczając, by na niej mógł spotkać kawalerję austrjacką, gdyż droga nie była wcale dla jazdy stworzona. Noc była bardzo zimna i ciemna, tem mniej przypuszczał, by go zaskoczono. Wiedział przecie, że ma przed sobą jedynie kawalerję austrjacką, o której nie miał dobrej opinji i nie sądził, by się zdobyła na inicjatywę. Gdyby był wiedział, że może spotkać piechotę, byłby ostrożniejszy. Wobec tego, że górskie wsie są rozrzucone, nocował
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.