lerja rosyjska wzmocniła swój ogień na prawe skrzydło, zaginające się mocno ku szosie, na której stałem. Nastąpiła najkrytyczniejsza chwila dnia. Dalej trwać w tem położeniu było niepodobieństwem.
Wąska, czwartorzędna, szosa Limanowa — Marcinkowice była naszą jedyną drogą, która nas łączyła z naszym światem. Biegła ona w wąskiej dolince, wśród prawie nieprzerwanych zabudowań wiejskich. Z prawa, o jakie paręset kroków, wznosił się niewysoki wał, który opadał łagodnie ku południowi, formując znowu wąską dolinkę. Za nią były już wyższe wzniesienia, zalesione góry, wśród których szła szosa Limanowa — Nowy-Sącz. Pierwszy wał chronił od strzałów karabinowych z prawa, od skraju lasów, tylko szosę, sam wał był pod ogniem karabinów i karabinów maszynowych. Szosę samą zaś już nic nie chroniło od widoku z gór zalesionych. Stamtąd można było przez dobrą lornetkę policzyć każdy wóz, każdego konia i człowieka na szosie i naturalnie wystarczało postawić tam baterję, aby ruch na szosie uniemożliwić.
Na lewo od szosy teren spadał wdół, formując coś w rodzaju parowu, a potem podnosił się silnie, formując górę dosyć grubo zalesioną, lecz, jak mnie się zdawało, zupełnie zdatną dla manewrów nawet kawalerji.
Gdyśmy więc zprawa, zamiast spodziewanej pomocy, otrzymali przywitanie w postaci ognia karabinowego, oczekiwałem stamtąd jako dalszego ciągu, ognia artylerji, a zarazem zajęcia pierwszego wału w tyle poza końcem mego prawego skrzydła, które już i tak walczyło na tym samym wale z frontem na południe, ku lasom na wysokich górach. Przedewszystkiem więc trzeba było przedłużyć skrzydło. Poszła na to rezerwowa kompanja, poszli saperzy. Jak tylko ukazali się na wale, spotkał ich gęsty ogień karabinowy.
Teraz nie było już innego wyboru. Trzeba się cofać. Przedewszystkiem wyprowadzić artylerję z lewego skrzydła na tyły tak, by ją postawić przeciwko najgroźniejszemu niebezpieczeństwu zprawa. Nie mogą tracić obcych armat. Trzeba wytrzymać, dopóki lewe skrzydło nie cofnie się z daleko wyrzuconego naprzód stanowiska. Posłałem rozkazy odpowiednie, na front zaś i prawe skrzydło polecenie, że muszą wytrwać, aż lewe
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.