brzegiem Dunajca do doliny Łososiny — doliny, która szła za górą za naszem lewem skrzydłem podczas bitwy marcinkowickiej. Że Moskale śpieszyli, tego dowodzi ich wymarsz z Nowego Sącza. I oto na swej drodze napotykają mnie na górze Rdziostowskiej, absolutnie panującej nad prawym brzegiem Dunajca, po którym marsz się odbywa. Napotykają nas jedynie dlatego, że lekkomyślnie dopuszczono, bym tę górę zajął. Marsz Rosjan się przerywa, aby mnie odrzucić na bok.
I tu właśnie, jest ciekawem, jakich sił użyto, dla osiągnięcia celu. Ja oceniałem całość sił, wprowadzonych do boju, na 3 — 4 bataljony, to znaczy na dwa razy większą liczbę bataljonów, niż moja. Ponieważ zaś bataljony rosyjskie niechybnie były liczniejsze, niż moje, więc rachowałem, że mam do czynienia z 2½ do 3 razy silniejszym nieprzyjacielem. Lecz nazajutrz wzięto do niewoli kilku żołnierzy rosyjskich, których rozpytywałem o cały przebieg bitwy. Okazało się, że przeciwko mnie rzucono dwa pułki, więc 8 bataljonów, w rezerwie zaś za rzeką zatrzymano w marszu jeszcze jeden pułk (4 bataljony). Walczyliśmy więc właściwie 1 przeciwko 5, może 6-ciu, związaliśmy zaś w ruchu prawie całą dywizję, czyli prawie połowę tegoż VIII korpusu.
Następnie moja akcja przyniosła zysk na czasie. Wobec tego, że posiłki na nasz front przybywały bardzo wolno, więc wszelka wygrana na czasie była bardzo pożądana. Jeszcze 8 grudnia byliśmy pod Limanową słabsi od nieprzyjaciela, cóż zaś mówić o 6-tym. Otóż 6-go nieprzyjaciel, nie będąc zatrzymanym przeze mnie, byłby doszedł pod samą Limanowę, tymczasem przez nierówny bój marcinkowicki i nocną eskapadę artyleryjską został zatrzymany o całe 16 godzin, 16 godzin, tak cennych przy powolnem działaniu kolejowych komunikacyj na tyłach. Jest to zasługa przedewszystkiem moich chłopaków, którzy, walcząc 1 przeciw 6-ciu przez cały dzień, cofnęli się tylko o 12 kilometrów, zatrzymując cały czas na sobie ogromną przewagę nieprzyjaciela. Nie mogę jednak nie przyznać, że niemała część zasługi spoczywa na mnie i to głównie z powodu śmiałości rzucenia się na górę Rdziostowską, ostrzeliwania nocnego Sącza i maszerujących kolumn, wreszcie z powodu rzutu kawalerji na Dunajec.
Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.