Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

przewyższały tę „polską“ artylerję. Mam cały szacunek dla oficerów i żołnierzy z artylerji. Wyznam otwarcie, że nie należę do rzędu ludzi tchórzliwych, a jednak pomimo ciekawości trzymałem się od swoich armat w należytem oddaleniu. Wydawało mi się koniecznem, że ściągną one na siebie cały ogień artylerji rosyjskiej, tak widocznemi były na całem prawie polu bitwy. Tem bardziej powinne były wywołać reakcję ze strony nieprzyjaciela, że praca artylerji była skuteczną — kilka razy Rosjanie podsuwali się do naszego lewego skrzydła i za każdym razem spotykał ich prawdziwy huragan szrapneli i granatów, za każdym razem cofali się zpowrotem. A jednak, powtarzam, pozostaje faktem, że artylerja rosyjska nie raczyła ostrzeliwać naszych armat. Ciągle oczekiwałem, że zwali się na nie cały ciężar ognia przeważającej artylerji. Nie! do końca dnia Rosjanie pozostawili Brzozę w spokoju. Nie mogłem sobie nigdy wytłumaczyć tego zjawiska inaczej, jak przypuszczeniem, że obserwatorzy rosyjscy brali kłęby dymu za maskę i oszukaństwo i w tych wulkanach i błyskach nie podejrzewali artylerji. Brzoza strzelał zapamiętale: postanowił on wystrzelać całą amunicję. Wiedział, że już więcej tej amunicji niema nigdzie, przypuszczał więc, co okazało się słusznem, że może to da asumpt do zmiany armat na bardziej nowoczesne. Istotnie po bitwie pod Pisarzową powędrowały wreszcie nasze „werndle na kółkach“ tam, gdzie powinne się były znajdować oddawna, do muzeów artyleryjskich i na szmelc. Nasze szczęście doprawdy, że nie było większych zapasów amunicji do tych przestarzałych armat, jestem bowiem przekonany, że w znacznie cięższych bojach później występowalibyśmy wciąż z naszymi „werndlami“, upiększając dymem prochowym nowoczesne bezbarwne pola bitew! Po Pisarzowej Meisner mówił mi, że poprostu oczom swoim nie wierzył, gdy zobaczył nasze armaty. Po bitwie marcinkowickiej nabrał on wielkiego respektu dla naszej piechoty, której w najcięższych wypadkach zaufać można, ale jako artylerzysta jeszcze bardziej począł szanować naszych artylerzystów po tem, co widział w Pisarzowej. Miał on ciągle te same uczucia, co ja, oczekiwał lada chwila zniszczenia naszych armat przez huragan pocisków rosyjskich, gdy taki wdzięczny cel na polu bitwy się ukazał. A jednak! jednak artylerja wyszła cało, tak, jak dnia