Strona:Józef Piłsudski - Moje pierwsze boje (1925).djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

ludności na dywizję Dragomirowa słyszałem bardzo mało. Dziesiąta dywizja zachowywała się znacznie gorzej.
Ogólnie jednak muszę zaznaczyć, że po tem, com sam widział, nie mógłbym uważać armji rosyjskiej za taką specjalistkę w grabieży, za jaką jest okrzyczana. Niewątpliwie prawie u każdego złapanego kozaka można było znaleźć zagrabione gdzieś tasiemki, trochę pieniędzy, nawet tombakowych guzików od liberji, które prawdopodobnie w oczach syna Donu uchodziły za złoto. Ale widziałem tyle gorszych rzeczy na wojnie!...
Pesymistyczne moje przypuszczenia co do wyniku bitwy limanowskiej powstrzymały mnie od tego, bym się teraz tak angażował, jak to robiłem w Marcinkowicach. Zadowoliłem się tem, że spełniłem rozkaz i, wyrzuciwszy Moskali z Kamienicy, zabezpieczyłem wszystkie podejścia przez góry do kolei Chabówka-Limanowa. A szkoda! Okazja, zdaniem mojem, była wspaniała. Gdybyśmy wtedy uderzyli w kierunku Nowego-Sącza, sądzę, że wiele szkody nieprzyjacielowi a sławy memu oddziałowi dałoby się przysporzyć w przeciągu tych dwóch dni, podczas których leżałem prawie bezczynnie w Kamienicy. Nikt mnie o niczem w tym czasie nie zawiadamiał i gdyby nie specjalne patrole, które wysyłałem na północ ku Limanowej, mógłbym, zdaje się, i tydzień cały przesiedzieć w Kamienicy, lub Łącku, który potem zdobyłem. Kiedym się obejrzał, że Moskale są pobici, było już zapóźno na jakiekolwiek znaczniejsze czyny. Nawet pościg, który zarządziłem, nie dał już rezultatów, doprowadził mnie jedynie szybciej, niż by to było w innych warunkach, do Nowego-Sącza.
Tym razem wchodziłem do miasta bez poprzedniego ostrzeliwania. Wchodziłem spokojnie, jak za czasów pokoju. Przyjemne to było wejście do miasta — miałem tylko dużo kłopotu ze swoją kasztanką. Wysłałem do Nowego-Sącza naprzód swoich ułanów, sam zaś maszerowałem z piechotą. Belina doniósł mi, że w mieście przygotowują specjalną owację na cześć moją i mego oddziału. Podjeżdżałem do miasta już wieczorem. Kasztanka już na most na Dunajcu, podziurawiony przez wybuchy, kręciła głową, uważając, że jest zanadto niebezpieczny dla jej szanownego istnienia. Za mostem — wjazd do ciemnej