Strona:Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu/18

Ta strona została przepisana.
12

go zastał szczęśliwie w domu, to koło szóstej znudzony i zniecierpliwiony stajesz wreszcie u siebie!
Na wstępie potykasz się o próg wysoki na 15 centimetrów i nabijasz głowy o drzwi, zmuszające wchodzącego stale do grzecznego schylania się przy powitaniu. Niema czasu na okładanie guza wodą. Zresztą będziesz ich miał jeszcze więcej, dopóki schylanie się przy wchodzeniu nie stanie się twoją drugą naturą.
Mieszkanie ma mieć piękny widok. O szóstej wieczorem widzisz tylko mgłę, czujesz zimno i przy jakiejś lampce, zaledwo zdolnej mrok panujący w izbie zmniejszyć, rozglądasz się po umeblowaniu. Jesteś bogaty, masz bowiem w koło izby ławy, dwa stołki, jeden stół, a w drugiej izbie, do której dostajesz się przez sień i dwa progi, to samo, oraz dwa łóżka, na nich gołe deski. To jest naga prawda; jeżliś nie przywiózł pościeli, będziesz sypiał na słomie, a bardzo często jeżeliś wyrósł ponad przeciętną miarę, każesz zrobić po dwa otwory w łóżku dla swobodnego wyciągania nóg. Jeśli jesteś miłym człowiekiem, twój gazda nieomieszka zrobić ci w dodatku schodków, w celu wygodniejszego wchodzenia do łóżka.
Nazajutrz siedzisz jak Maryusz na gruzach rozchwianych marzeń. Naprzód gniewa cię twoje wczorajsze szukanie własnego mieszkania, a zapomnieć o tem nie możesz, bo o kogokolwiek się spytasz, ta sama czeka cię odysseja.
Zastanawiasz się więc, czy to podobna, aby ta-