Strona:Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu/24

Ta strona została przepisana.
18

się je z apetytem i uznaje po zjedzeniu, że dość na dziś wrażeń i trudów. Z doliny widziałeś właściwie jej początek.
Towarzyska wycieczka w dolinę kościeliską różni się tem od poprzedniej, że się tam jedzie furami, że się bierze samowar i dojeżdża do szałasu na kraju doliny. Znakomici turyści posuwają się o kilkaset kroków dalej do Pisanej, żeby uwiecznić na niej swe imię obok podpisów Kraszewskiego i Siemiradzkiego i w przekonaniu, że zwiedzili dolinę, wracają do Zakopanego.
Znajdują, że wycieczki są rzeczą łatwą. Góral powiedział im niejeden: Jak oni dobrze chodzą“, niech więc zdarzy się dwa dni obiecanej pogody, a wszystko, co ma ambicyę, żeby powiedzieć: byłem w Tatrach, rusza do... Morskiego Oka. Naturalnie przez Zawrat!
Oj biedaku, który się skusić dałeś. A czyż ty wiesz, że wychodzisz rano o godzinie 7ej, że przechodzisz gór i dołów bez liku, że cię wleką nad przepaściami koło zamarzłych jezior czy mórz, po ścieszkach, po których tylko dzikie kozy chadzają, po borach, gdzie się niedźwiedzie i rysie gnieżdżą, po bryłach skał takich, żeby ci każda za piedestał godnego ciebie pomnika po twej śmierci służyć mogła, że po drodze niema żadnego hotelu i że nareszcie koło godziny 11ej w nocy dowleką cię na wpół żywego do nędznego szałasu, który nosi szumną nazwę schroniska tatrzańskiego. Po drodze z widoków to, co najwięcej widziałeś, to... nogi górala, który szedł przed