Strona:Józef Rostafiński - Jechać, czy nie jechać w Tatry.djvu/26

Ta strona została przepisana.
20

swe kroki ku innym Alpom. Bez trudów przeniesie cię kolej żelazna nietylko do górskiego kraju, nietylko do stóp olbrzymów, ale aż na sam ich szczyt, na Rigi, czy Pilatus. Znajdziesz tam cały komfort w hotelu, zjesz naprzód smaczny obiad, a zapaliwszy cygaro, wyjdziesz na taras, żeby się przyjrzeć wspaniałej panoramie. Jest mgła, to wiszące na ścianach fotografie objaśnią cię dostatecznie cobyś mógł pogodnego czasu ujrzeć. Jest zaś chęć i ochota po temu to czekasz w ciepłym pokoju następnego dnia, a choćby i dłużej. Nie tu, to na innym szczycie nie minie cię pogoda i ta żywa dekoracya z Hugonotów, której tak byłeś teraz ciekawy jak za dziecinnych lat widoku lwa i tygrysa nie malowanego, ale żywego w menażeryi. A następnie kupisz sobie długi kij opatrzony rogiem kozicy i wypalonemi nazwami gór i dolin, które z Rigi czy Pilatusa widziałeś, lub mogłeś przynajmniej widzieć — i wrócisz znów wygodnie do swych zwykłych zajęć.
Dla kogóż więc Tatry?
Przedewszystkiem dla tych, którzy pragną duchowo odpocząć. Kto więc nie ma przynajmniej sześciu tygodni czasu, ten niech się tam nie wybiera. Mając jakiś tydzień czy 10 dni do rozporządzenia w pewnym tylko terminie lipca, czy sierpnia, można właśnie natrafić na słotę, a wtedy trudy drogi i niewygody pobytu dają się we znaki bez żadnej nagrody. Kogo nie stać na dłuższy pobyt, niech jedzie na początek września, który jest najpiękniejszą porą w Zakopanem, mającą tylko