Strona:Józef Rostafiński - O wilkołakach szczególniej świata roślinnego.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.
719
O WILKOŁAKACH.

Dla greków Lykantropos są wytworem bujnej fantazyi; przesądny do gruntu rzymianin, drżał zapewne nieraz na wspomnienie owych Versipelli.
Wśród germanów i słowian rzecz cała leży też tylko w słowach takiego wierzenia. Inaczej w średnich wiekach, kiedy wiara w takie upiory jest bardzo głęboką, powszechną, a szczególna ich atmosfera wyradza potworną, zaraźliwą umysłową chorobę, zwaną lykantropią. Chcąc zjawisko to wytłómaczyć, muszę głębiej w rzecz wniknąć i sięgnąć do istotnej jej przyczyny. Zaznaczę najprzód, że wszystkie zarazy potrzebują do swego rozwoju pewnych warunków, pewnego środowiska, wśród którego mogłyby istnieć. Tak, zarazy roślinne czy zwierzęce, jak śnieć zbożowa, rdza, węgry czy trychiny wymagają, żeby się mogły rozwinąć: odpowiedniej gleby, pewnej ciepłoty, pewnego światła lub ciemności, krótko mówiąc, odpowiedniego fizycznego środowiska. Podobnie wśród ludzkiego społeczeństwa. Umysłowe zboczenia, tylko przy pewnem tętnie życia, przy pewnej ciemnocie i przy właściwych warunkach fizycznych bytu, jednem słowem, wśród pewnego moralnego środowiska mogą się rozwinąć.
Za czasów rzymskich lykantropia istnieć nie mogła, bo się nie rozwinęła. Ale kiedy pod nawałem dzikich hord barbarzyńskich, zwinęło się żelazo rzymskiego miecza, jak młody pęd chorobliwie wybujałego drzewa pod uraganem wichru, wszystkie warunki ludzkiego bytu zostały zupełnie zmienione. Przez wieki całe niszczyły dzikie hordy nieraz w jednej chwili to, na co pracowały całe pokolenia, a wśród tej ciągłej burzy nikt nie był pewny dnia ani godziny. Kiedy zaś w X w. ostatnia banda znalazła dla siebie podściołkę i uścieliła się w kałuży, warunki bytu, jak mówi H. Taine, w niczem się jeszcze nie polepszyły. Wodzowie barbarzyńscy zostawszy feudalnymi kasztelanami walczyli między sobą, łupili włościan, palili zbiory, rabowali kupców, okradali i chłostali do woli swych nędznych wasalów.
Ziemie pozostawały nieuprawne i brakowało środków do życia. W XI wieku na 70, wypada 40 lat głodowych. Raoul Glaber mnich, opowiada, że stało się zwyczajem jadać ciało ludzie; rzeźnik jeden zostaje żywcem spalony za to, że je wystawił w swojej jatce na sprzedaż. Dodajmy, że wśród powszechnej nędzy i w brudzie, przy zupełnem zaniedbaniu zasadniczych warunków zdrowotnych, powietrza, trądy, epidemie przyswoiły się jak na właściwym sobie gruncie. Ludzkość doszła do obyczajów ludożerców z Nowej Zelandyi, do nikczemnego rozbezstwienia kaledończyków i papuasów, do najniższego upadku ludzkiego