wanie ze strony Węgrów wcale mnie nie zdziwiło. Gdy byłem podczas pierwszéj wyprawy na Gierlach w Szmeksie i nie chciałem ztamtąd brać przewodnika, opowiadano mi, że znany turysta węgierski Maurycy Déchy (Deczi), który miał sam bez przewodnika odszukać wyjście na Monte Rosa w Szwajcaryi, przez dwa tygodnie mozolnie szukał przejścia na Gerlach, lecz go nie znalazł. Dlatego téż litośnie potrząsali Węgrzy głowami, gdyśmy z naszéj pierwszéj nieudanéj wyprawy z niczém do Szmeksu wrócili, dziwiąc się nad taką naszą, jak nazywali pychą i zarozumiałością. To mnie najwięcéj do przedsięwzięcia drugiéj wyprawy pobudziło; obrażona miłość własna nie dała mi spokoju, dopóki nie dopiąłem swego.
Otóż, powtarzam, takiém niedowiarstwem Węgrów wcale nie byłem urażonym, bo wiedziałem, że p. Döller mnie nie zna i nie wie o tém, iż od 27 lat chodząc ciągle po szczytach gór, miałem sposobność poznać je i umieć dobrze rozróżnić, jaki szczyt jest wyższy a jaki niższy. Opisałem więc p. D. różne charakterystyczne oznaki, które się na najwyższym punkcie Gierlachu znachodzą. W kilka dni późniéj otrzymałem odpowiedź w tych słowach: Es ist gar kein Zweifel mehr — Sie waren auf der richtigen höchsten Spitzel[1]. Przekonali się zatém Węgrzy dowodnie o prawdzie mojego twierdzenia. Najmilsze mi jednak to wewnętrzne przekonanie, że mimo doznanych zawad i trudów pierwszy utorowałem drogę na Gierlach dla następnych turystów.
- ↑ Nie podlega najmniejszéj wątpliwości, że pan wyszedłeś rzeczywiście na najwyższy szczyt Gierlachu.