Strona:Józef Tokarzewicz - W dniach wojny i głodu.djvu/18

Ta strona została przepisana.

ręczne zrzeczenie się księcia Leopolda nadeszło i że tym sposobem sprawę uważać należy za wyczerpaną Benedetti nadmienił adjutantowi o otrzymanych z Paryża instrukcyach co do rękojmi i prosił, aby królowi rzecz tę przedstawił. Adjutant wrócił z odpowiedzią tej treści: „król najzupełniej potwierdza zrzeczenie się księcia, lecz nic więcej uczynić nie może.” Ambasador zażądał audyencyi. Król polecił odrzec, że zniewolony jest usunąć się od dalszych rokowań, że wypowiedział ostatnie swe słowo...
Odmowa ta nie była może zupełnie nieposzlakowaną pod względem wymagań grzeczności międzynarodowej, lecz zerwania nie oznaczała jeszcze, zwłaszcza, że nazajutrz rano, przy odjeździe króla z Ems, Benedetti, który również z podróżą swoją tak się urządził, aby na tę samą godzinę wypadła, miał sposobność spotkania się z monarchą i złożenia mu swych życzeń pomyślnej drogi. Król, zmieszany cokolwiek z początku, pożegnał jednak ambasadora ze zwykłą uprzejmością i szczerym objawem uznania.
Pozory były tym sposobem ocalone. Na razie wszystko od nich zależało.
Nadzieja pokojowego zażegnania zatargu nie była straconą. tembardziej, że wszystkie gabinety europejskie wystąpiły z jednomyślnem zdaniem, iż słusznego powodu do wojny niema, i w tym kierunku nie szczędziły zachodów w Paryżu.
O godzinie II-ej zrana w dniu 14 lipca, we czwartek, nadeszły depesze Benedettiego o ostatnich pertraktacyach z królem, — oblane łagodzącem światłem ukłonów na dworcu kolejowym. W południe