Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/101

Ta strona została przepisana.
—   95   —

— Bo pan major, z przeproszeniem, źle ujął sukno. O, proszę mi pozwolić — rzekł Szaropolski, rozbawiony tym sportowym eksperymentem.
Wziął sukno oburącz, napiął jeden kraj silniej, niż drugi i targnąwszy potężnie, przepołowił próbkę.
Major był prawie niezadowolony, jednak obejrzał z ciekawością Szaropolskiego i sukno.
— Jak pan to zrobił?
Edwin objaśnił, a major, poznawszy sposób, spróbował po raz drugi i rozdarł połowę szmaty na dwie ćwiartki.
— Codzień można się czegoś nauczyć rzekł rozpromieniony — raz od profesora strategji, drugi raz od fabrykanta sukna.
— Poprawdzie — uśmiechnął się Edwin — pierwszy raz w życiu zajmuję się suknem.
— Ach tak? to pan nie specjalista?
— Nie, panie majorze. Zabieram się dopiero do przemysłu i handlu, który studjowałem w Anglji. To sukno pochodzi też z Anglji.
— To też mi się zdawało, że pan ma w sobie coś angielskiego.
— Matkę mam Angielkę i całą młodość spędziłem, w Anglji, ale urodzony jestem w Cudnie i niedawno powróciłem do ojczyzny.
Major Grzmot-Pofikalski kiwał głową aprobacyjnie.