Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/124

Ta strona została przepisana.
—   118   —

W 48 godzin później, w tej samej ramie i o tej samej mniej więcej godzinie zadzwonił telefon. Szaropolski zgadywał, że to od panny Malankowskiej, i poczuł jakby wzmożoną sprężystość w nogach.
— Jestem. Szaropolski. — —
— Z komisji umundurowania.
— Aha — bardzo proszę — słucham.
— Nie możemy reflektować na sukno, które pan nam zaofiarował.
Edwin odskoczył nerwowo od aparatu i dopiero po chwili zapytał:
— Czy mogę wiedzieć dlaczego?
— Sprawa została załatwiona w ministerstwie bez udziału naszej komisji.
— To może pomyłką? może da się naprawić? Wątpię, żeby ktokolwiek mógł zaofiarować lepsze i tańsze sukno.
— Nie da się naprawić, bo kupiono już inne sukno. Spóźnił się pan. Ma pan pecha, panie Szaropolski.
— A można wiedzieć, od kogo i po czemu panowie nabyli to inne sukno?
— To już nasza rzecz.
— Nie, panie, to publiczna rzecz.
— Nie będzie nas pan uczył...
— Dla — mojej nauki pragnąłbym mieć odpowiedź na piśmie i otrzymać ją razem z mojem