Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/141

Ta strona została przepisana.
—   135   —

glądając w oczy Edwinowi: I podobno żenisz się?
— Ja?! to już Robert wyssał z palca!
— Czasem tam on skomponuje, jak to wogóle w szlachetnym zawodzie aktorskim. Im się zdaję, że życie to rola; kiedy w niem czego nie wiedzą, albo zapomną, — dołżą. Ale wymienił mi Robert nazwisko. — No, jeżeli nie chcesz mówić, nie nalegam.
— Owszem, opowiem. Stryj mi jest najbliższy. Tylko to nie projekty małżeńskie, ale prawie operetka.
Opowiedział, jak się zlitował nad nieznajomą prawie, ale sympatyczną panną Malankowską, która z powodu rekwizycji mieszkania znalazła się na bruku; jak w parę dni później spotkał go los podobny i sprowadził pod jeden dach z tą panią.
Joachim nie brał rzeczy tragicznie, puszczał ją mimo uszu, nawet uśmiechnął się parę razy krzywo, swoim zwyczajem. Zaczął rozglądać się po pokoju.
— Ale mieszkasz niezbyt wygodnie — i nie umieściłeś tu chyba wszystkich mebli? — gdzież fortepian?
— Wstawiłem go tymczasem do kancelarji. Wszystko jest tymczasowe, stryju; potrwa to do nowego roku, kiedy ta pani się wyprowadzi, albo ja znajdę inne mieszkanie, albo, najlepiej —