wadziliśmy jej spory ładunek z Amsterdamu, via Gdańsk.
— I Gdańsk przepuścił ją transito do Cudna, tymczasem na pierwszej stacji cudeńskiej — formalny areszt — dodał van der Winder.
— Cóż to za drwiny? Brazylijska fasola znana jest ze swych zalet — zawołał porywczo Joachim.
— Produkt wyborny, szanowny panie. Zawiera azotu części...
— Wiemy już, wiemy, panie van der Winder. Ale trzeba im było w tej... komisji, czy jak tam? — dać próbkę fasoli, którą posiadamy; niech ją wypróbują na królikach, albo na sobie, czy jest trująca.
— Uczyniłem propozycję podobną, panie szefie. Ale otrzymałem odpowiedź... dziwną. Czy mogę mówić z całą otwartością?
— Ależ nie inaczej!
— Zażądali, abym im oddał dziesięć centnarów — wyraźnie: dziesięć, dla wypróbowania tego alimentu na szerszych masach ludności. To mi się wydało uciążliwem ze względu, że taka ilość stanowi już namacalny procent całego transportu — i wogóle, że się tak wyrażę — niezrozumiałem.
— Ależ to są bandyckie drwiny! — zawołał Joachim.
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/148
Ta strona została przepisana.
— 142 —