Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/164

Ta strona została przepisana.
—   158   —

gabinetu szefów. Szaropolski długo przebijał się przez tłum nabywców książek „gwiazdkowych“, dybiąc na pracownika księgarni, którego fizjonomja roztropna i uprzejma wzbudzała zaufanie. Nareszcie pracownik, ocierając pot z czoła, zwrócił się sam do Szaropolskiego:
— Czem możemy panu służyć? Edwin rozpoczął od wylegitymowania się:
— Proszę pana, jestem Cudnianinem, powracającym do ojczyzny po ćwierci wieku przebytej zagranicą — i nie znam najnowszej naszej literatury.
— Jest na to rada, rozłożona na stole, przy którym stoimy — zatoczył księgarz szeroki gest nad ladą, upstrzoną stosami nowych wydawnictw.
— Możeby mi pan jednak poradził, co wybrać?
— Z belletrystyki? — Są nowe rzeczy Zawiszy, Wurma, Ady z Domosławic!
— Co to za autorka? — nie słyszałem.
— Pseudonim pani Fajgenwurcel — nie nasze wydawnictwo — ale dużo tego żądają. To są... dość śmiałe erotyki.
— O, nie! dziękuję. — Czy nie macie panowie jakiego nowego, systematycznego przeglądu najnowszych autorów, z nawiązaniem ich twórczości do dawniejszej? — jakiegoś dzieła, któreby mi oświetliło nowe prądy?