zawisłości od nikogo, oprócz od Niemców, urzędów krajowych, którymi kierował niemiecki wielkorządca, generał von der Holle — i tym podobnych rozweseleń.
Wychowywało się państewko cudeńskie bardzo grzecznie pod ferułą profesora Niemca, opasane żelaznym kojcem, który hamował możliwość namiętniejszej działalności i nie dopuszczał do Cudna niebezpiecznych błysków od dalekich pożarów wojennych. Kręciły się kółka maszynki państwowej; ministrowie krzątali się w swoich wydziałach, w ciągłym kontakcie z centralnym telefonem wielkorządcy; potęga militarna krajowa musztrowała się na skwerze przy skrzyżowaniu ulic Zarwańskiej i 5 listopada; ogół mieszkańców przeprowadzał kurację głodową dla uśmierzenia namiętności; Żydzi cieszyli się opieką prawa; politycy jasno patrzyli w przyszłość; Niemcy zadawalali się rekwizycją i ściąganiem podatków — wszystko szło, Gott sei Dank, cicho, gładko i pomyślnie. I możeby państewko cudeńskie, zahypnotyzowane przez dobroczynnych najezdców, używało takiego snu przez długie jeszcze lata, gdyby przez szczeliny pancernego kojca nie przenikały czasem wieści z Zachodu i ze Wschodu tak jaskrawe, że Cudno, przejrzawszy się w ich łunie, zaczynało samo sobie nie podobać się. Tak naprzykład wpadła wieść o rewolucji w Petersburgu, abdy-
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/18
Ta strona została przepisana.
— 12 —