leżą do wyznania mojżesżowego, nic zaś do literatury polskiej. — —
Tu się zakaszlał stary, czy od długiej przemowy, czy od połkniętej ości. Zaczem Edwin przyszedł do głosu:
— Pochlebia mi to, że do bardzo podobnych wniosków doszedłem o książce Wahadłowskiego. Rzeczywiście jest mdła, niedomówiona i nic klasyfikuje nic w głowie czytelnika, ani wartości pojęć, ani wartości ludzi, o których mówi. Ale może ten profesor i do metody krytycznej stosuje zasadę „sztuka dla sztuki“, z którą, choć to nie moja specjalność, często się spotykałem? A stryj oświetla trochę wyłącznie ze stanowiska pożytku społecznego. — — —
— Całe życie zajmowałem się literaturą — odrzekł Joachim. — Niestety, nie mam talentu. Ale przynajmniej mam o niej pojęcia wyrobione. Otóż teorja „sztuka dla sztuki“ jest jednym z tych błyskotliwych paradoksów, które rzucają czasem w ferworze walki dowcipni szermierze, a które następnie podnoszą na ulicy gapie, chcąc się w nie przystroić, albo złodzieje, chcąc je wyzyskać dla swoich celów. Hasło „sztuka dla sztuki“ jest filozoficznie fałszywe, czego ci dowiodę kiedyś, gdy się o tem zgada. Mogło ono być czasem używane w dobrej wierze i posłużyć za iskrę do dzieł dobrych, ale, jeżeli nie wynaleźli go Żydzi, to napewno Żydzi uchwycili je
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/185
Ta strona została przepisana.
— 179 —