Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/197

Ta strona została przepisana.
—   191   —

— I jak Wilhelm, zginie marnie! — zawołał ojciec Prosper rozpłomieniony.
— Mam i ja nadzieję — ale nie przerywajcie mi — rzekł Joachim i spuścił nieco z tonu. Jak się udało Wilhelmowi, niema już o czem mówić — zbyt to oczywiste. Ale Niemcy nie są tak pobite, jak mogłyby być, a to w znacznej części dzięki Żydom, którzy nie przestali im sprzyjać i poruszyli swe wpływy w Anglji i w Ameryce. Żyd ze wszystkich gojów najlepiej znosi Niemca; z jego mowy zrobił swój żargon, z nim najłatwiej handluje, a już z Prusakiem ma wyraźne rysy podobieństwa, pomimo odrębności ras i bezpośrednich celów.
— Dlaczegóż tedy — wtrącił Edwin — Żydzi nie przenoszą się masowo do Niemiec?
— Oho, mój drogi! — dlaczego? — Bo ich najprzód Niemcy nie puszczą; dobrze mieć Żydów za szpiegów, za pośredników szalbierczych knowań dyplomatycznych; ale mieć ich u siebie? w ogromnej liczbie? — nie. To tylko my w Cudnie jesteśmy tacy... toleranci. A następnie — Żydzi nie chcą od nas się wynosić, bo nas, pomimo wszystko — kochają.
— Jak to? przecie stryj dowodził...
— Poczekaj! Właśnie do tego zmierzam. Żydzi poszukują dwóch gatunków sprzymierzeń-