Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/200

Ta strona została przepisana.
—   194   —

na swym fotelu, utyskujący głową srodze poważną, zdawał się sędzią, który ogłosił wyrok w ciężkiej sprawie kryminalnej. Jedyna w pokoju lampa zaczęła przygasać i z kątów pokoju występowały jakieś ruchliwe cienie, drażniące nerwy.
Wtem zaskrzypiały drzwi leciutko...
— Jezus Marja! — poderwał się kapucyn z krzesła.
Była to tylko służąca — sierota, która przyszłą sprawdzić, dlaczego w pokoju tak cicho? — czy już panowie wyszli?
— Przynieś dwie świecie, moje dziecko, i dolej lampę — rzekł do niej Joachim łagodnie.
— Takeś mi nabił głowę tym Ahaswerem, Joachimie — przemówił Prosper, — że już mi się z tej szafy wyszczerzał. Aż tu drzwi skrzypnęły... Bo też nie należycie Boga chwalimy w wieczór wigilijny, gadając już godzinę o Żydach.
— Ma rację ojciec Prosper — uśmiechnął się Edwin — wypijmy raczej ostatni kielich na otuchę lepszej przyszłości. Wy jej doczekacie, panowie, a ja w niej będę jeszcze... robił.
Ujęli wszyscy za kieliszki.
— Oj to, to właśnie! — ucieszył się kapucyn.
— O to, to: — poprawił Joachim — robić,